top of page
Szukaj

CELEM JEST ROZWÓJ, A NIE DOSKONAŁOŚĆ

Minęły ponad dwa miesiące kwarantanny. Bardzo dziwny to był okres chyba dla każdego z nas, prawda? Z jednej strony dla wielu osób był to czas niesamowicie piękny, z drugiej dla wielu osób przerażający bo obfitujący w dramatyczne informacje o kolejnych ofiarach wirusa.

Z jednej strony okres, który dawał szansę na rozwój duchowy, z drugiej strony przygniótł nadmiarem obowiązków i solidnie nas uziemił. Z jednej strony czas ten dał nam szansę zagłębienia się w sobie, wypoczynku, chwili refleksji, pobycia w samotności bez nadmiaru ludzi, a z drugiej strony pokazał jak bardzo pragniemy mieć, otaczać się ludźmi wokół siebie.


Gdy rozmawiam ze znajomymi, czytam różne wpisy na blogach, profilach społecznościowych,

to mam wrażenie, że każdy z nas dostał szansę na przerobienie swoich lekcji,

poradzenie sobie ze swoimi demonami, ze swoją ciemnością. Czy nam się to udało?


Ja świadomie w tym okresie nie byłam aktywna w mediach społecznościowych,

nie pisałam postów na blogu, nie zamieszczałam żadnych wpisów na Grupie Zamkniętej w FB. Nie przyłączyłam się do grupowej medytacji, nie brałam udziału z żadnych zajęciach jogi i medytacji online. Dlaczego?


Bo miałam wrażenie, że to nie jest czas dla mnie aby pisać posty, że to nie jest czas aby medytować grupowo. Zapragnęłam zrobić dwa kroki do tyłu. Spotkać się sama ze sobą.

Na początku ogłoszenia kwarantanny bardzo dużo nowych obowiązków spadło na mnie

w jednej chwili. Poczułam się jednocześnie zagubiona w tej sytuacji, jak i przytłoczona.

I gdy zastanawiałam się co miałabym Wam napisać – przychodziła do mnie myśl:

„Nie pisz. Poczekaj, obserwuj, daj się prowadzić. Gdy poczujesz co chcesz przekazać, przyjdzie do Ciebie myśl” Tak tez zrobiłam. W miarę możliwości (przy dwójce dzieci to niełatwe zadanie) starałam się dużo medytować aby wyciszyć swój umysł, aby pobyć sama ze sobą.

To były dla mnie bardzo cenne chwile. Medytacja poranna dawała mi zastrzyk energetyczny na cały dzień. Miałam wrażenie, że po porannej jodze i medytacji czułam się jakbym podpięła się pod jakąś kroplówkę miłości, spokoju i harmonii.


Obowiązki w ciągu dnia czyli homeschooling, zdzwanianie się z nauczycielami, pilnowanie godzin kolejnych lekcji, wstrzelenie się z posiłkami rodzinnymi pomiędzy np angielski a polski, odrabianie lekcji z 7-latkiem (masakra !!!), w tym dodatkowo dochodziło karmienie co ok 3h 5-miesięcznego bobasa, sprzątanie na bieżąco domu, gotowanie (którego nie bardzo ogarniam w wersji „codziennie posiłki dla całej rodziny ☹”), planowanie zakupów na kolejny tydzień

(bo przecież zdobyć pokarm to niełatwa sprawa była) no i home office oczywiście,

codzienne spacery bo dzieci mimo wszystko muszą się przewietrzyć. ……uff !

Sami wiecie o czym piszę bo przecież nie byłam jedyna.

Większość z nas doświadczała podobnych historii w tym czasie !!


Nie będę rozpisywała się jak bardzo wspaniały był to czas i jak niesamowicie uduchowiona

z niego wychodzę. Nie będę, bo musiałabym skłamać, a tego nie robię.

Był to dla mnie bardzo trudny czas ale też bardzo owocny, którego plony zbieramy już dziś.

Z pewnością był to piękny czas pod względem rodzinnym. Mieliśmy ponad dwa miesiące dla siebie, ze sobą jak również osobno. Jak zrobiłam sobie taką wstępną kalkulację, to zaledwie

5% mojej energii skierowałam w poranną medytację i jogę, a pozostałe 95% w rodzinę, dzieci,

w dom. Ale te 5% okazało się kluczowe dla pozostałych 95%!!

Nawet książki, jakie czytałam w tym czasie były zaadresowane tylko pod kątem dzieci,

zarówno ich wieczorne bajki, jak i książki traktujące o rozwoju, wychowaniu,

odżywianiu czy zdrowiu dzieci.


Dziś jestem bardzo zmęczona fizycznie i psychicznie ale jednocześnie czuję się bardzo szczęśliwa i spokojna. Przez cały czas kwarantanny nie dałam się ani ja, ani moja rodzina wkręcić w histerię i panikę. Jestem wdzięczna, że tak dużo czasu spędzaliśmy wspólnie w domu. Mam kochającego męża, fantastyczne dzieci, zatem w domu z nimi jest mi cudownie.

Natomiast czas kwarantanny był czasem. gdy fizycznie czułam się skrajnie wyczerpana.


NASZYM CELEM JEST ROZWÓJ, A NIE DOSKONAŁOŚĆ


Usłyszałam to zdanie kilka dni temu, jadąc samochodem i pomyślałam sobie,

że jest to zdanie kluczowe dla mnie w kwestii przebytej kwarantanny.

Nagle okazało się, że zostaniemy w domu wszyscy razem, że Kostek nie będzie jeździł do szkoły, Marcin będzie pracował z domu, a nie będzie w biurze, że muszę teraz przeorganizować całe nasze życie tak aby ugotować dla całej rodziny kilka posiłków, posprzątać dom, ogarnąć pranie

i prasowanie, szkołę online Kostka oraz zadania tzw „domowe”, maleńką Michalinę,

no i jeszcze pracę zawodową. Dodatkowo nie mogę liczyć na wsparcie Babci, gdyż nie spotykamy się z racji wirusa. Już nie będę wspominała, że chciałam w tym chaosie wygospodarować jeszcze czas tylko dla siebie np. na jogę i medytację albo na jakąś choćby małą aktywność sportową. Marzyłam o tym.


Bardzo chciałam perfekcyjnie to wszystko zorganizować, poukładać sobie i w tym wszystkim dać radę…..i nie zwariować. No i poległam na pierwszej prostej. Bo tych zadań było chyba zbyt dużo jak na jedną kobietę i na dobę, która ma zaledwie 24h (dlaczego tak mało?).

Bardzo szybko okazało się, że gdy przeznaczam czas na dom i dzieci, to nie ma opcji abym zajęła się pracą zawodową, a jeśli danego dnia pracuję przy komputerze, to rozjeżdżają mi się posiłki, albo dom zarastał naczyniami niewłożonymi do zmywarki, nierozwieszonym praniem, stertą rzeczy do prasowania. Zarówno mój mąż jak i moja siostra, która u nas stacjonowała w okresie kwarantanny, starali się bardzo aby mi pomagać ale sami mieli mnóstwo pracy i tzw „firmowych calli” od rana do godz. 16.00. Każdego dnia od 8.00 do 21.00 miałam bieg przez przeszkody jakby „Wielka Pardubicka”. Bardzo często, gdy dzieci kładliśmy spać, siadałam ponownie do komputera i pracowałam do 1.00 w nocy. Byłam skrajnie wykończona.


Życie zweryfikowało moje ambitne podejście. Musiałam szybko zacząć odpuszczać, zmieniać plany i dopasowywać się do tego, co danego dnia się działo. Musiałam w błyskawicznym tempie ustawić na nowo moje priorytety. Nie byłam w stanie wszystkich zadań wykonywać z takim samym zaangażowaniem, zacięciem i dokładnością jak bym tego chciała.

Odpuściłam wiele, natomiast nie zrezygnowałam z porannej praktyki jogi i medytacji.

Szybko dotarło do mnie, że jeśli rano nie poćwiczę i nie pomedytuję, to będzie mi bardzo ciężko stawić czoła nadchodzącemu dniu. Tak jak Agnieszka Maciąg często powtarza na warsztatach: „Ja nie mam czasu aby nie zrobić porannej medytacji”. Dokładnie tak jest!

Jakość życia, nasze podejście do problemów dnia codziennego, nastawienie do innych osób

jest diametralnie inne po medytacji i po rozświetlaniu niż gdybyśmy wyskoczyli z łóżka

i natychmiast wbili w krąg działań. Gdy tylko uporządkował się rytm dnia Michalinki, jej godziny wybudzania się oraz godziny wstawania Kostka, okazało się, że pomiędzy 7.00 a 8.00 rano mam swój czas 😊 i to była i z resztą nadal jest moja godzina!!


Czas kwarantanny nie był po to abym szlifowała swoją doskonałość jak diament (której oczywiście nie mam bo jest to totalna iluzja). To był czas mocnego rozwoju. To był czas próby i testu z mocnym uszczypnięciem w tyłek i pokazaniem mi co jest dla mnie ważne, a co najważniejsze oraz w jakim stopniu umiem zadbać nie tylko o rodzinę ale również o siebie.

Czy w razie katastrofy założę w pierwszej kolejności maseczkę sobie, a w kolejnej dziecku? – jak to każą zrobić na pokładzie samolotu. Dziś już wiem, gdzie popełniłam błędy i nad czym muszę jeszcze solidnie popracować.


Moje wnioski z czasu kwarantanny zamykam w dwóch zasadniczych punktach:


Problemy sprowadzają nas na właściwą drogę

Nawet jeśli jeszcze nie wiemy, nie widzimy gdzie droga, na której obecnie jesteśmy, ma nas zaprowadzić, to musimy ufać, że prowadzi nas w słusznym kierunku. To trochę jest tak, jak w sytuacji gdy jedziemy w nocy z punktu A do punktu B. Światła samochodu nie oświetlają nam całej drogi aż do punktu docelowego. Oświetlają nam tylko na 2 m do przodu ale przecież my cały czas jedziemy i wierzymy że dojedziemy do celu. Gdy postanowimy dostrzegać przeszkody, jako coś co sprowadza nas na właściwą drogę, dostrzegamy głębszy sens w trudnych sytuacjach. Nic nie dzieje się bez powodu w naszym życiu. Sytuacje trudne dla nas mają być tym „kopniakiem” abyśmy wyszli ze strefy komfortu. To właśnie trudne, czasami nawet bolesne sytuacje w naszym życiu są motorem do rozwoju. Być może, dzięki właśnie tym przeszkodom zaczniemy dostrzegać głębszy sens życia, wyższy cel.


Może dzięki trudnym sytuacjom nawiążemy więź z jakąś osobą lub

znajdziemy się na ścieżce, która później odmieni nasze życie?

Może dzięki właśnie tym sytuacjom odrobimy kluczowe dla nas lekcje?


Życie w ostatnich miesiącach pokazało mi, że tak naprawdę jedyne nad czym mam kontrolę,

to moje emocje. Wiele osób nawet nad tym nie zapanowało i dało się wkręcić w spirale negatywnych newsów przekazywanych przez media. Wszechświat ma idealny plan na każdego z nas. Naszym zadaniem jest tylko poddać się fali i odpuścić permanentną kontrolę.

Bo to, że nam się wydaje, że coś lub ktoś jest dla nas idealny, to nic innego jak nasze ego.

Odpuść i pozwól się prowadzić. Włącz uważność, wsłuchuj się w swoje serce, dostrzegaj znaki i odpuść permanentne analizowanie, ocenianie i osądzanie.


Musimy pamiętać, że to co postrzegamy jako przeszkody, tak naprawdę sprowadza nas na właściwą drogę. Im bardziej kurczowo będziemy trzymać się naszej wersji wydarzeń, tym bardziej Wszechświat będzie nami wstrząsał abyśmy odpuścili i popłynęli z falą życia.

Dajmy Wszechświatowi przyzwolenie aby „wziął nas za rękę i poprowadził”.


Po medytacji porannej warto pomyśleć, a nawet wypowiedzieć szeptem:

„Dziękuję Wszechświecie, że pomagasz mi ujrzeć w tej przeszkodzie okazję do rozwoju. Pozwalam się prowadzić i odpuszczam” i pozwólmy aby Wszechświat poprowadził

nas danego dnia.


Wszechświat zrobi dla Ciebie to, czego Ty sam nie jesteś w stanie dla siebie zrobić 😊

Mój wniosek - otwórz się na to, co dla ciebie Wszechświat przygotował.

Wskazówki, które otrzymasz poprowadzą Ciebie we właściwym kierunku, choć początkowo możesz mieć wrażenie, że zbłądziłeś. Natomiast gdy odpuścisz i zaufasz, że Wszechświat zawsze poprowadzi Ciebie właściwą drogą, poczujesz ogromną ulgę.

Podążaj za wskazówkami i pozwól sobie na uczucie ulgi, głębokiego szczęścia i spokoju.

Wewnętrzną pewność i spokój osiągniemy gdy tylko wyzwolimy się z lęku i zwątpienia

„Ci, którzy są pewni wyniku, mogą pozwolić sobie na czekanie i czekają bez niepokoju”

cytat z Kursu Cudów. Jak tylko pozwolimy sobie na śmiałe marzenia, zaufamy swojej wewnętrznej mądrości, zaczniemy słuchać głosu naszej intuicji – wtedy otrzymamy dar pewności, że nasze marzenia się spełnią, że to tylko kwestia czasu.

Gdy zaufamy, że Wszechświat nas wspiera, że prowadzi nas każdego dnia, że wszystko co się wydarza w naszym życiu nie jest przypadkowe, a wręcz celowe i dokładnie przemyślane – wtedy zaczniemy odczuwać spokój wewnętrzny, zaczniemy czuć się wolni.


Łatwo jest utracić poczucie wolności i spokoju, zwłaszcza w sytuacji gdy jesteśmy bezsilni. Ostatnimi czasy chyba wszyscy czujemy, że mamy do czynienia z sytuacją w której nie możemy mieć kontroli i w rezultacie wiele osób traci wiarę i wpada w krąg lęku i nawet paniki.

Wszyscy pragniemy świadomie lub nieświadomie być połączeni z przepływem miłości.

Często osoby szukają tego „wytchnienia” w alkoholu, innych używkach, partnerze czy kolejnych zakupach. Prawda jest taka, że dziś Wszechświat pragnie aby skierować nasza uwagę na nasze wnętrze. To tam mamy szukać miłości, nie na zewnątrz!


Dziś świat zmusza nas wręcz abyśmy szukali miłości i spokoju w sobie,

abyśmy zaczęli pracę ze sobą i nad sobą poprzez wsłuchanie się w siebie,

modlitwę, medytację, czas spędzony tylko ze sobą.


Tak naprawdę energia miłości przepływa przez nas non stop tylko często nie zdajemy sobie sprawy z tego. To my decydujemy czy emanujemy lękiem i zwątpieniem czy miłością

i zaufaniem. Wszystko jest w nas i tylko od nas zależy pod „jaki kanał energetyczny podepniemy się”. Aby żyć w przekonaniu i wierze, że jesteśmy prowadzeni, musimy codziennie wybierać miłość, podłączać się pod kanał energetyczny miłości, dostrajać się do Wszechświata i komunikować się z nim. Życie staje się wtedy fantastyczne. Czujemy jedność ze wszystkimi, natychmiast mamy włączone współczucie i współodczuwanie, zamiast osądzać i obgadywać kogoś – włącza nam się zrozumienie, czujność, pokora wobec ludzi, pojawiających się przeszkód czy wobec świata.


Warto jest podczas porannej medytacji poczuć się tak jak byśmy pragnęli czuć się

codziennie albo jak byśmy pragnęli czuć się w danej sytuacji.

Warto jest w ciągu dnia wracać myślami do tego stanu błogości, radości i spokoju.


Ważna informacja jest taka, że jeśli na co dzień czujemy się zmęczeni, pokonani, gorsi, smutni, pełni wątpliwości, czujni na to co złego wydarzy się za chwilę, to Wszechświat nie jest w stanie dostarczyć nam pozytywnej energii, która ma wysokie wibracje.

Bo my na kilometr buchamy niskimi wibracjami.


Natomiast gdy będziemy każdego dnia, nawet jak jest beznadziejny to dzień,

przywoływać w myślach stan radości, miłości i spokoju oraz obfitości, to w tym właśnie momencie zaczynamy proces urzeczywistniania naszych pragnień i marzeń.


„Dostrajaj się do uczuć, które pragniesz odczuwać, a zaczniesz nimi emanować”.

Wszechświat wspiera twoje pragnienia, gdy dostrajasz się do uczuć,

które przynoszą Tobie prawdziwą radość.


Wierzę, że pojawiliśmy się na ziemi w tym ciele, w tym układzie rodziny i przyjaciół, w tym miejscu, w tych czasach nieprzypadkowo. Jesteśmy tutaj ponieważ każdy z nas ma jakieś zadanie do wykonania i przede wszystkim każdy dostaje szanse do rozwoju duchowego

i wejścia na kolejny szczebel przemiany duchowej.


Otwierając się na rozwój duchowy i przyjęcie światła, zostajemy poprowadzeni do dzielenia się tym światłem tą miłością z całym światem. Nie bez powodu tak bardzo jesteśmy teraz przyciskani, doświadczani i testowani. Bo czas na mówienie tylko o tym jak bardzo pragniemy się rozwijać już dawno temu się skończył. To jest już ten moment kiedy należy działać.


Najważniejsze jest aby robić to w zgodzie ze sobą. Im więcej uwagi i energii poświęcamy wzmacnianiu swojej wiary, tym większej odwagi i wolności doświadczamy.

Twoja, moja, każdego z nas nieustraszona wolność rozświetla świat.


„Uwalniam świat od wszystkiego, czym myślałem – był i zamiast tego wybieram swoją własną rzeczywistość” Kurs Cudów. Twoja wiara ma totalną moc uzdrawiania i przemiany konfliktu w rozwiązanie, a lęku w miłość.

„Naszym celem jest rozwój, a nie doskonałość” ta myśl powinna nam przyświecać każdego dnia.

Gdy popełniamy błędy, dajmy sobie na to przyzwolenie, wybaczajmy sobie, wyciągajmy wnioski, naprawiajmy, to co wymaga naprawy i żyjmy dalej w radości i spokoju pomimo, tego co dzieje się obecnie na świecie. Dzieje się i będzie się działo zapewne jeszcze więcej.

Będzie wszystko teraz na nowo porządkowane, czyszczone na świecie.

Będziemy przyciskani przez świat i testowani.


Zatem zamiast irytować się, wpadać w panikę, negatywnie nastawiać się do ludzi – pamiętajmy, że to wszystko dzieje się po to aby zmusić nas do rozwoju nas samych,

abyśmy pokonali w sobie ciemność i wypełnili się po brzegi światłem, miłością i zaufaniem.


Sat Nam

Malwina

1982 wyświetlenia0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page